Tradycyjnie juz po raz 36 żeglarze i nie tylko spotkali się 23 stycznia 2010r na Wielkim Balu Żeglarza zorganizowanym przez WKŻ Pasat i Oddział PTTK przy klubie POW. Bal już po raz czwarty z kolei odbył się w Restauracji Uniwersyteckiej. Bawiło się około 260 osób z różnych klubów żeglarskich (Pasat, Bydgoski Klub Żeglarski, Szkwał, Keja Lipkusz, Przystań Rodzinna Tazbirowo), prywatni armatorzy, a także amatorzy innych rodzajów aktywności turystycznej: płetwonurkowie, kajakarze, KTA Wędrowiec.
Bal prowadzili Agnieszka Przepierska oraz Edward Kozanowski przy aktywnym udziale Doroty i Andrzeja Krupskich. Do tańca przygrywał zespól Express Duo Plus, a żeglarską atmosferę w rytmie szant zapewnił Maciej Cichański. Do niewątpliwych atrakcji należały: mini recital operetkowy, rejs parostatkiem i wizyta samego Elvisa, które to atrakcje przygotował uczestnikom Krzysztof Filasiński. Odbyły się również konkursy, w których można było wykazać się umiejętnościami tanecznymi, wokalnymi oraz talentem poetyckim. Jak co roku odbyła sie loteria fantowa, z której dochód przeznaczony w tym roku zostanie na budowę nowej świetlicy w porcie jachtowym w Pieczyskach. Sponsorzy fantów, którym serdecznie dziękujemy, zostali wyróżnieni podczas balu okolicznościowymi pucharami.
Jak nalezy tańczyć pokazała uczestnikom balu mistrzowska młodzieżowa para tancerzy. Spośród atrakcji kulinarnych należy wymienić okazały tort z logo WKŻ Pasat wykonany przez Cukiernię Adama Sowy, oraz pieczonego indyka przygotowanego przez gospodarzy imprezy – Z.G. Lewiccy.
Wszystkie te atrakcje spowodowały, że uczestnicy świetnie się bawili do samego rana i we wspaniałych nastrojach opuszczali bal, żałując że to już koniec.)
19 tycznia 2020 roku w sali Bydgoskiego Centrum Organizacji Pozarządowych i Wolontariatu przy ul.. Gdańskiej 5 odbył się Zjazd Oddziału Żeglarskiego PTTK PASAT podsumowujący czteroletnią kadencję władz. Uprawnionych do udziału w Zjeździe było 67 członków naszego stowarzyszenia. Kol. Marcin Łażewski w imieniu komisji mandatowej poinformował że osiągnięte zostało kworum dla prawomocności Zjazdu – stawiło się z niewielkim opóźnieniem 37 uprawnionych do głosowania członków Pasatu.
Zebranie otworzył Prezes Zarządu OŻ PTTK „Pasat” – kol. Mariusz Sulewski witając przybyłych członków Klubu. Następnie ukonstytuowało się prezydium Zjazdu w składzie:
– przewodniczący zebrania Damian Skałecki
– sekretarz zebrania Rafał Walkowiak
– asesor Mariusz Sulewski
Po zatwierdzeniu regulaminu i porządku obrad Zjazd przystąpił do obrad nad zmianami w statucie wymuszonymi przepisami stawy o stowarzyszeniach. Po dyskusji nad proponowanym projektem statutu zjazd głosami 36 uprawnionych zatwierdził nowy Statut Oddziału Żeglarskiego PTTK.
Wybrano komisję wyborczą, która miała za zadanie zebranie kandydatów do nowych władz Pasatu. Zadanie to powierzono kol. Jarosławowi Zagdanowi i Ireneuszowi Walkowiakowi. W komisji uchwał i wniosków zasiedli kol. Eugeniusz Ostrowski i Agnieszka Przepierska.
Ustępujący prezes Mariusz Sulewski pokrótce przedstawił podsumowanie działalności klubu czterech ostatnich lat. Kol. Sulewski opowiadał jaką zmianę przeszedł OŻ PTTK Pasat w czasie 4 letniej kadencji. Poinformował, że Oddział ma największą flotę jachtów ze wszystkich klubów PTTK w Polce. Zostały przedstawione jednostki, które zostały wyremontowane. M. Sulewski poinformował o poczynionych zakupach jednostek t.j. Sasanka 620 z silnikiem 4hp, Venus z silnikiem 4hp, motorówka CapFerret 450 z silnikiem 45 hp. , oraz jednostki sprzedane, bądź przeznaczone do sprzedaży. Do spraw infrastruktury zostały poczynione inwestycje bądź naprawy t.j. wyremontowanie świetlicy na ul. Witebskiej, naprawa dachu nad kontenerami w Pieczyskach, naprawa podłogi i położenie paneli w bosmance, wybudowanie wiat oraz położenie kostki brukowej, remont pomostu drewnianego. Zostały przedstawione sprawy organizacyjne związane z koniecznością przedłużenia umowy dzierżawy w Pieczyskach. Następnie zostały przedstawione finanse oraz zaległości dłużników wobec Oddziału.
Kol. Mariusz Sulewski podziękował całemu zarządowi za wkład w działalność Oddziału w mijającej kadencji. Wręczył najbardziej zasłużonym osobom, które wyróżniły się w działalności oddziału okolicznościowe statuetki. Osoby wyróżnione to:
Józef Gumienny,
Zenon Bielun,
Tadeusz Mrozek,
Tadeusz Furman,
Romuald Galor,
Agnieszka Przepierska,
Bogumił Smiegiel.
Następnie głos zabrał Przewodniczący Komisji Rewizyjnej kol. Bolesław Krystowczyk, który przedstawił działalność komisji. Przewodniczący wyraził opinię, iż wyniki są prawidłowe, wydatki poniesione przez zarząd były w sposób uzasadniony i racjonalny. Podsumowując komisja rewizyjna złożyła wniosek o udzielenie absolutorium ustępującemu Zarządowi.
Zgodnie z ordynacją wyborczą każdy z członków ustępującego zarządu jednogłośnie otrzymał absolutorium.
Po przerwie przewodniczący zapytał przewodniczącego komisji wyborczej czy komisja jest gotowa do przedstawienia propozycji kandydatur, co zostało potwierdzone. Komisja przedstawiła zgłoszone kandydatury:
– Do zarządu oddziału: Mariusz Sulewski, Jacek Laskowski, Marcin Łażewski, Eugeniusz Ostrowski, Damian Skałecki, Rafał Walkowiak, Jarosław Zagdan
– Do oddziałowej komisji rewizyjnej:, Agnieszka Kowalska-Bartnik, Tomasz Rzęski, Tomasz Senko, Ignacy Marzecki, Krzysztof Chroł.
– Na delegatów na sejmik KPOZŻ: Damian Skałecki, Mariusz Sulewski
– Na delegata na Regionalną Konferencję Oddziałów PTTK: Damian Skałecki, Mariusz Sulewski
Nad prawidłowością przebiegu wyborów czuwała komisja skrutacyjna w składzie: kol. Andrzej Sikorski, Romuald Galor, Zenon Bielun.
Przystąpiono do głosowania przez wrzucanie głosów do urny pod nadzorem komisji skrutacyjnej. Po zakończeniu głosowania komisja zabrała się za liczenie głosów.
W trakcie prac komisji skrutacyjnej dyskutowano nad dalszymi kierunkami działań Pasatu jako stowarzyszenia
Przybyła komisja skrutacyjna, której przewodniczący ogłosił wyniki wyborów;
– Do Zarządu oddano 37 głosów , z których wszystkie były ważne:
Mariusz Sulewski głosów 36
Jacek Laskowski głosów 33
Marcin Łażewski głosów 35
Eugeniusz Ostrowski głosów 37
Damian Skałecki głosów 34
Rafał Walkowiak głosów 37
Jarosław Zagdan głosów 32
– Do oddziałowej komisji rewizyjnej oddano 37 ważnych głosów:
Krzysztof Chroł głosów 37
Agnieszka Kowalska-Bartnik głosów 36
Ignacy Marzecki głosów 37
Tomasz Rzęski głosów 34
Tomasz Senko głosów 35
– Delgatami na Sejmik KPOZŻ wybrani zostali: Damian Skałecki 33 głosów i Mariusz Sulewski 36 głosów
– Delegatem na Regionalną Konferencję Oddziałów PTTK wybrany został Mariusz Sulewski, który otrzymał 28 głosów.
Przewodniczący zebrania, zarządził udanie się wybranych składów władz oddziału do ukonstytuowania zgodnie z Ordynacją Wyborczą PTTK pod nadzorem przewodniczącego komisji skrutacyjnej.
Po ukonstytuowaniu się nowych władz kontynuowano dyskusję nad wnioskami zgłoszonymi komisji uchwał i wniosków jako kierunki dalszej działalności. Przewodniczący Komisji uchwał i wniosków kol. Ostrowski poinformował że zgłoszono 4 wnioski. Uchwała zatwierdzająca protokół komisji uchwał i wniosków została zatwierdzona jednogłośnie.
Głos zabrał wybrany prezes zarządu oddziału kol. Mariusz Sulewski, który podziękował zebranym w imieniu nowego zarządu, za okazane zaufanie, zobowiązał się do dołożenia wszelkich starań aby działalność oddziału spełniła oczekiwania a zarazem prosił członków o wsparcie oddziału osobistym zaangażowaniem.
Wobec wyczerpania porządku obrad, przewodniczący zebrania ogłosił jego zakończenie i podziękował zebranym za aktywność podczas obrad.
W dniach 15 – 16 września 2007 roku na przystani WKŻ Pasat w Pieczyskach odbyły się Regaty Pamięci poświęcone tym żeglarzom, którzy odeszli na wieczną wachtę.
Z uwagi na zbyt silny wiatr wyścigi zaplanowane na 15 września nie odbyły się, co nie przeszkodziło braci żeglarskiej spotkać się na biesiadzie żeglarskiej i powspominać tych, którzy odeszli. Drugi dzień przywitał nas piękną żeglarską pogodą, co pozwoliło na rozegranie zaplanowanych wyścigów.
Godzin pływania: 174,5 (w tym 134,5 pod żaglami i 40 na silniku)
Idea tego rejsu powstała już ponad rok wcześniej, ale ze względu na problemy z wyczarterowaniem odpowiednio dużego jachtu za odpowiednio przystępną cenę na realizację przyszło trochę poczekać. Na początku było szkolenie: obozy żeglarskie, które WKŻ Pasat organizuje co roku i kursy wiosenne. Ludzie kończący kursy często pojawiali się na naszej przystani w Pieczyskach, niektórzy zapisywali się do Klubu, a młodzież przyjeżdżała na kolejne obozy, by po uzyskaniu patentu pływać pod szyldem Pasatu w rejsach po Zalewie Koronowskim klubowymi jachtami. Tak też trafili do nas uczestnicy tego rejsu. Znalazło się kilku młodych członków i sympatyków Pasatu, którzy zapragnęli posmakować żeglarstwa morskiego i zdobyć pierwsze szlify w dążeniu do uzyskania stopnia sternika jachtowego. Po początkowych problemach kapitan Krzysztof Laskowski, który zgodził się dowodzić rejsem zdołał wyczarterować jacht. Dzięki uprzejmości armatora – Yacht Clubu Morskiego Columbus ze Świecia, któremu składamy serdeczne podziękowania, na przystępnych warunkach udostępniono nam na dwa tygodnie stalowy szkuner sztakslowy „Dar Świecia„. Od jesieni ubiegłego roku zaczęliśmy planować rejs i pełną obsadę. Docelowym portem była stolica Danii – Kopenhaga. Już w styczniu wszystkie miejsca w załodze były zarezerwowane. W rejsie udział biorą:
Kap. j. Krzysztof Laskowski – kapitan
St. j. Mariusz Sulewski – I oficer
J. st. m. Jan Kromski – II oficer
Ż.j. Adrianna Czajkowska
Ż.j. Michał Ciborski „Ciby”
Ż.j. Piotr Gomoła „Gomez”
Ż.j. Marcin Łażewski
Ż.j. Ignacy Marzecki
Ż.j. Michał Mendyk „Czołg”
Wszyscy poza kadrą oficerską pierwszy raz na morzu i wszyscy wyszkoleni na obozach i kursach WKŻ Pasat. Średnia wieku morskich neofitów 17-18 lat. Ostatnie tygodnie przed rejsem, to dla większości gorączkowe przygotowania: jak się wyposażyć, jakie dokumenty trzeba mieć przy sobie, jaką walutę, prowiant, ubezpieczenia i wiele, wiele innych drobiazgów oczywistych dla tych, którzy po morzach pływają od lat, ale nie dla tych, którzy wybierają się w swój pierwszy rejs.
No i nastał pierwszy dzień. Krótko po godzinie 9.00 wszyscy uczestnicy stawili się w porcie w Górkach Zachodnich. Wybrzeże przywitało nas piękną słoneczną pogodą. Bosman sprawnie przekazał nam jacht i rozpoczęło się wielkie pakowanie. Ku wielkiemu zdziwieniu góra bagaży znikła z kei we wnętrzu jachtu i jeszcze pozostało miejsce dla uczestników. Krótkie szkolenie dotyczące zasad bezpieczeństwa, używania pasów bezpieczeństwa, alarmów, i wychodzimy na Zatokę Gdańską. Wiatr nam nie sprzyjał, mało że wiał słabo, to jeszcze w kierunków północnych, co zmusiło nas do halsówki. Na szczęście z czasem wiatr wzmógł się i jacht nieco nabrał prędkości. Około 20.00 osiągnęliśmy pierwszy port – Hel, gdzie postanowiliśmy przenocować i poczekać na zapowiadany północno-wschodni wiatr. Pierwsze wrażenia za nami i choć chwilami przechyły były spore, to chorobie morskiej nikt się nie poddał.
Niedzielny poranek przywitał nas pięknym słońcem i słabym wiatrem. Krótki spacer po Helu, wizyta w fokarium i koło południa czas wyjść w morze. Wiatr rzeczywiście odkręcił na korzystny kierunek i wiał z siłą 2-30 B. Płynęliśmy wzdłuż Półwyspu Helskiego z zawrotną prędkością 3 węzłów, spokojne morze i tylko jeden incydent zmącił sielską atmosferę na pokładzie. Załogant zaznaczający pozycję na mapie poinformował ku zdziwieniu wszystkich na pokładzie, że… znajdujemy się na lądzie. Oczywiście wprawne oko oficera szybko „zepchnęło” jacht z mielizny i poprawiona pozycja znalazła się na mapie. Wieczorem minęliśmy przylądek Rozewie i skierowaliśmy się w stronę Bornholmu.
Cały poniedziałek płynęliśmy dość jednostajnie na zachód stopniowo oddalając się od polskiego wybrzeża. Po minięciu trawersu Wzgórza Rowokół traciliśmy kontakt wzrokowy z krajem. W międzyczasie uczestnicy rejsu stopniowo wgłębiali się w obsługę urządzeń pokładowych, zasady prowadzenia nawigacji i zapisów w dzienniku jachtowym. Stosunkowo spokojne morze ułatwiało łagodną aklimatyzację do morskich warunków. W wolnych chwilach na szerokim pokładzie rufowym zbierał się klub miłośników gry w Rummy, taką odmianę Remika, w której zamiast kart używa się plastikowych klocków. Świetna rozrywka na długie rejsowe godziny.
We wtorkowy poranek ujrzeliśmy zarysy Bornholmu. Po drodze mijał nas żaglowiec Marynarki Wojennej ORP Iskra, nie obyło się bez salutowania banderą. Zdecydowaliśmy, że wchodzimy do Ronne. Dotarcie do stolicy wyspy zajęło nam pół dnia, podczas którego wachty po kolei uczyły się obsługi szczotki do szorowania pokładu i kokpitu. Zdziwiliśmy się że ten jacht może wyglądać o wiele lepiej niż na początku rejsu przy użyciu zwykłej szczotki i odrobiny detergentu. Popołudniem zacumowaliśmy w porcie jachtowym w Ronne. Udaliśmy się na pobliską plażę. To nie może być Bałtyk! – tak większość uczestników rejsu zareagowała na krystalicznie czystą wodę, która oprócz tego że czysta okazała się niestety być niewiarygodnie zimna. Później wycieczka po urokliwym kilkunastotysięcznym miasteczku, spokojne uliczki z ciekawą architekturą, małe sklepiki i kafejki, galerie sztuki. Dla większości uczestników był to pierwszy kontakt z Danią i Bornholmem w szczególności. Niestety wieczorna prognoza pogody pogorszyła nasze nastroje: zapowiadała aktywny front i silne zachodnie wiatry przez kolejne dni. Gdyby się sprawdziła mogłoby to poważnie zagrozić terminowemu dotarciu do Kopenhagi.
Poranek przywitał nas przelotnym deszczem i zachodnim wiatrem o sile 5-6 0B. Krótka narada załogi i decyzja: próbujemy. W południe wyszliśmy z portu na rozkołysane wody zachodniego Bałtyku. Oczywiście halsówka, przechyły i coraz większy rozkołys. To był test, mający pokazać kto już się zaaklimatyzował i nie straszne mu trudniejsze warunki. Załoga zdała ten test. Poza pojedynczymi przypadkami składania hołdów dla Neptuna przez jednego z załogantów, który mimo tego mógł normalnie funkcjonować. Nikt nie zapadł na cięższe odmiany choroby morskiej. Ignacemu i Marcinowi tak spodobało się huśtanie, że ubrani na sztormowo zajęli miejsca obserwacyjne na koszu dziobowym, gdzie byli systematycznie podmywani przez falę. Prawdziwej odporności wymagała praca w kambuzie, ale tam już nie wszyscy chętnie się pchali, a niektórzy przebywając tam przez chwilę przybierali dziwnie nienaturalne barwy. Tutaj poza II oficerem – Jankiem znakomicie sprawdzili się Marcin, „Ciby” i „Czołg” . Po drodze trzeba było przeciąć rutę, na której niczym na Trasie Marszłkowskiej sunęły jeden za drugim kontenerowce, masowce i tankowce. W obie strony. Przydał się jachtowy radar, a przede wszystkim wzmożona obserwacja wachty nawigacyjnej.
Około 2.00 w czwartek postanowiliśmy zawinąć na chwilę do Ystad. Zrobiliśmy sobie nocną wycieczkę po tym portowym miasteczku (no może poza Ignacym, który z własnego wyboru pełnił wachtę portową we własnej koi i niespecjalnie miał ochotę się z nią rozstać). Wyszliśmy o 6.00 rano, ciężko było wstać, a westowa szóstka jeszcze nie przestała wiać, więc czekał nas kolejny dzień halsówki w kierunku Kanału Falsterbo. Cała załoga przyzwyczaiła się już do rozkołysu i przechyłów, a wiatr stopniowo odkręcał dając możliwość płynięcia wzdłuż szwedzkiego wybrzeża. Nudę zabijano pracami na pokładzie. Praktycznie każdy miał swój wkład w to, że kolejne powierzchnie antypoślizgowe odzyskiwały oryginalny kolor. Szczególne zasługi oddała tu wachta druga, czyli „Gomez” i „Czołg”. Z kolei Ignacy zabrał się za „glansowanie mosiądzów”, dzięki czemu mosiężne knagi zaczęły wyglądać prawie jak nówki. Popołudniem dopłynęliśmy w okolice Trelleborga, gdzie trzeba było zachować ostrożność z uwagi na duży ruch promów. W końcu ujrzeliśmy wejście do Kanału Falsterbo. Żagle w dół i korzystając z „dieselgrota” pokonujemy kanał. Po przepłynięciu zwodzonego mostu zacumowaliśmy w pobliskiej marinie i poszliśmy na krótki spacer po okolicy.
Po drodze napotkaliśmy niezliczone roje małych muszek. Do historii lingwistyki stosowanej przejdzie przypadek „Gomeza”, który w trzech znanych sobie językach próbował dowiedzieć się od tubylców jak trafić na pocztę. Problem polegał na tym że używał trzech języków jednocześnie, a w dodatku jakby na złość żaden z tych języków nie był językiem szwedzkim. Po powrocie na jacht mieliśmy okazję podziwiać niecodzienne widowisko: o zachodzie słońca wzdłuż widocznego z mariny olbrzymiego mostu łączącego szwedzkie Malmo z duńską Kopenhagą rozbłysły efektowne fajerwerki. Od miejscowych dowiedzieliśmy się że to z okazji 10-lecia funkcjonowania tego arcydzieła sztuki inżynierskiej.
W piątkowy poranek przy dość silnym południowym wietrze na samym grocie wyruszyliśmy do Kopenhagi. Po drodze mijaliśmy olbrzymią farmę wiatrową na środku Oresundu, potem wzdłuż mostu, którego ogrom mogliśmy podziwiać dopiero z bliska sunęliśmy baksztagiem ku duńskiej stolicy. Nawigowanie w tym rejonie wymaga sporej koncentracji, pławy torowe, znaki kardynalne, stawy, spory ruch statków – to musiało robić wrażenie na tych , którzy pierwszy raz widzą coś takiego. No i niezapomniane wrażenia – samoloty podchodzące do lądowania na Kopenhaskim lotnisku Kastrup w odstępach dokładnie jednominutowych. Wydawało nam się że zahaczą o nasze maszty, ale oczywiście było to tylko wrażenie. Zwiedzanie Kopenhagi zaczęliśmy od opłynięcia kanałów portowych. Z wody to hanzeatyckie miasto wygląda naprawdę okazale. Popołudniem zacumowaliśmy w marinie Langelinie położonej w pobliżu słynnej kopenhaskiej Syrenki. Niestety nie dane było nam zobaczyć syrenki na żywo, gdyż została przewieziona na światową wystawę Expo, a w miejscu oryginału stał telebim pokazujący na żywo Syrenkę w … Chinach. Wieczorem na kończącego akurat w ten dzień okrągłe osiemnaście lat „Czołga” czekała niespodzianka: stylowy tort urodzinowy z osiemnastoma „świeczkami” autorstwa Ady i Marcina. Urodzinowa impreza na niewielkim jachcie może nie przypominała wieczoru w klubie, ale też było nieźle. W sumie to szkoda że nie mogliśmy przesiąść się choć na chwilę na stojący nieopodal m/y Octopus – szósty pod względem wielkości jacht motorowy świata – taki pływający prywatny hotel wielkości niedużego promu, no ale cóż solenizant nie rozdał nam wejściówek.
Sobota, to dzień zwiedzania miasta i robienia zakupów. No tak w tym żeglarstwie to jednak najbardziej bolą nogi, a upał coraz mocniej dawał się we znaki, ale widok z wieży kościelnej po pokonaniu ponad 400 schodów – bezcenny – Kopenhaga w całej okazałości u naszych stóp. Wieczorem wizyta na Nyhavn, gdzie po całodziennym upale orzeźwiły nas chłodzące napoje zakupione w Havnekiosken. I ten niepowtarzalny klimat, te tłumy ludzi z różnych stron świata, mówiących różnymi językami.
Niedzielne przedpołudnie, to zajęcia w podgrupach – bieganie po centrum, zmiana warty przed Pałacem Królewskim (nieco mniej okazała niż w Londynie) i męczący upał. Po obiedzie wychodzimy w morze. Cel – powrót do Kanału Falsterbo. Dopiero po wypłynięciu z miasta temperatura robi się znośna, ale ze względu na słaby wiatr jeszcze długo podpieramy się silnikiem. Wieczorem Polskie radio podało oczekiwane z ciekawością wyniki drugiej tury wyborów prezydenckich. Do kanału dopłynęliśmy około 22.30. Niestety było to pół godziny po ostatnim planowym otwarciu mostu nad kanałem, co zmusiło nas do przeczekania nocy w porcie.
W poniedziałkowy poranek wyruszyliśmy wzdłuż szwedzkiego wybrzeża w kierunku Bornholmu. Piękna słoneczna pogoda i ciepły południowo-zachodni wiatr o sile 3-40B powodowały iście plażową żeglugę. Co niektórzy nieźle się spiekli. Pod wieczór jednak niebo zaczęło się chmurzyć. Gdy po raz drugi przechodziliśmy „Trasę Marszałkowską” dla statków już każdy wiedział jak ocenić niebezpieczeństwo zderzenia na wodzie. Przed nami wysokie klify Bornholmu i wznoszące się nad nimi ruiny zamku Hammershus, za nami gęstniejące chmury i doganiający nas słaby deszcz. Płyniemy w kierunku stojącej na skalnym przylądku latarni Hammerodde. Po północy mijamy przylądek i kierujemy się do portu w miasteczku Allinge.
Wtorkowy poranek przywitał nas chłodem i silnym zachodnim wiatrem. Spacer po Allinge i niespodzianka – północne wybrzeże Bornholmu jest zupełnie inne niż to znane z Ronne. Skały i wydrążone w nich niewielkie zatłoczone porciki. Korzystając z miejscowych marketów uzupełniamy braki w jachtowej spiżarni i pełną prędkością dochodzącą do 7 węzłów płyniemy w kierunku Christianso. Postanowiliśmy opłynąć wyspę – twierdzę , jednak bez zawijania do portu. Wrażenie jest niesamowite: skaliste brzegi dwóch małych wysepek połączonych kładką wzmocnione są murami obronnymi, na których rozstawione są dziesiątki dział. Ci Szwedzi to faktycznie łatwo nie mieli jak próbowali zdobywać wyspę. Nad całością góruje wieża dawnej twierdzy przerobiona na latarnię morską. Wewnątrz portu tak ciasno, że nawet gdybyśmy chcieli, to nie było gdzie zaparkować naszego ponad trzynastometrowego „pancernika”. Skierowaliśmy się na południe w kierunku Svaneke. Wiatr chwilami jeszcze przybierał na sile, co powodowało że płynąc półwiatrem rozpędziliśmy się do 8 węzłów. Dotarcie do Svaneke zajęło nam około 1,5 godziny. Port był podobnie zatłoczony jak na Christianso, więc sporo czasu zajęło nam znalezienie bezpiecznego sposobu zacumowania.
Svaneke to miejscowość typowo turystyczna, na uliczkach spotkać można sporo naszych rodaków. Oczywiście wybraliśmy się na spacer po urokliwym miasteczku: wystawy, artystyczna huta szkła, czy wytwórnia cukierków, gdzie można obejrzeć od początku do końca cały proces produkcji, czy ciekawy ewangelicki kościół, to tylko niektóre z odwiedzonych przez nas miejsc. Nie sposób było odmówić sobie przyjemności skosztowania wędzonych ryb w jednej z najbardziej znanych wędzarni na całym Bornholmie. Wieczór spędziliśmy oglądając telewizję w portowej świetlicy, do której każdy płacący za postój jachtu ma prawo wstępu. Z resztą Svaneke odwiedzałem zawsze z przyjemnością gdy byłem w rejonie Bornholmu, a miejscowy Bosman, który zawsze jest przyjaźnie nastawiony naszą kolejną (choć pierwszy raz tak dużym jachtem) wizytę w Svaneke uhonorował zwolnieniem nas z opłaty za postój.
Środowe przedpołudnie spędziliśmy chodząc po Svaneke, a po obiedzie wypłynęliśmy ku brzegom ojczystym – kierunek Łeba. Pod wieczór zachodni wiatr zaczął tężeć i wiało 6 0B. Na otwartym morzu objawiało się to sporym rozkołysem i latającymi po wnętrzu jachtu ruchomymi elementami wyposażenia. Ale tym razem załoga była już uodporniona na morskie bujanie. W nocy musieliśmy uważać na słynne akweny nawigacyjne nr 6 i 6a, na których odbywały się manewry wojskowe.
Gdy wstał świt płynęliśmy już wzdłuż polskiego wybrzeża systematycznie się do niego zbliżając. Wreszcie byliśmy w zasięgu polskiej telefonii. Około południa zacumowaliśmy w największej chyba marinie jachtowej wzdłuż polskiego wybrzeża w Łebie. Miasto przywitało nas upalną pogodą. Korzystając z okazji odwiedziliśmy świetnie wyposażony sklep żeglarski, po czym udaliśmy się na dłuższy spacer do centrum. Szkoda, że piękna marina powstała tak daleko od centrum miasta. Wieczór spędziliśmy na słuchaniu szant w portowej tawernie i dyskusjach o kończącym się rejsie.
W piątkowy poranek udaliśmy się w ostatni etap rejsu – do Górek Zachodnich. Wiatr był słaby, więc jacht leniwie pokonywał kolejne mile po gładkiej tafli morza. Najdłużej trwało tradycyjnie minięcie Rozewia, do którego dotarliśmy pod wieczór. Wiatr mało jeszcze osłabł, i w dodatku zaczął kręcić. Przez czterogodzinną wachtę upłynęliśmy całe 2 mile. Nad ranem wobec braku widocznych oznak poprawy warunków wietrznych przeszliśmy na napęd mechaniczny, z pomocą którego przed południem dotarliśmy do macierzystego portu. Pozostało tylko sklarować jacht (bosman był pod wrażeniem), uzupełnić formalności (dziennik jachtowy, opinie – rzecz jasna pozytywne, wpisy do książeczek) i wyokrętować się. Wszyscy uczestnicy rejsu twierdzili i twierdzą nadal, że gdyby tak ktoś przyszedł i zapytał: stary, czy masz czas, to oczywiście płyną w kolejny rejs.
W dniach 10 – 11 września 2022 roku w Pieczyskach nad Zalewem Koronowskim rozegrano XXII już edycję Regat Pamięci poświęconych pamięci znanych bydgoskich żeglarzy, którzy odeszli na wieczną wachtę. Głównym organizatorem regat w tym roku był Oddział Żeglarski PTTK „Pasat”. Współorganizatorami były Bydgoski Klub Żeglarski oraz Klub Żeglarski Wind Koronowo. Patronat nad regatami objął prezes ENEA Nowa Energia Krzysztof Czaban, który ufundował puchary w Wyścigu o Błękitną wstęgę Zalewu Koronowskiego oraz upominki rzeczowe dla zdobywców miejsc 1-3 w poszczególnych klasach. Puchary ufundowały także wszyscy współorganizatorzy.
Do regat zgłosiły się 34 jachty (87 uczestników) w klasach: T-1, T-2, T-3, Omega, Finn i Wolna.
10 września przywitał nas wyjątkowo nieżeglarską pogodą – brakiem wiatru, ale za to z deszczem. Po uroczystym rozpoczęciu, podczas którego odczytano listę ponad 60 nazwisk działaczy żeglarskich, którzy odeszli na wieczną wachtę; komandorzy klubów i zaproszeni goście udali się na Rejs Pamięci statkiem NIVA, podczas którego tradycyjnie rzucono na wodę wieniec. Niestety brak wiatru spowodował, że uczestnicy regat czekali na brzegu. Po godzinie 13.00 sędzia główny Patryk Romanowski zadecydował o starcie. Przy słabym wietrze udało się rozegrać tylko jeden wyścig.
W sobotni wieczór uczestnicy regat spotkali na żeglarskiej biesiadzie przy szantach granych przez zespół Własny Port.
11 września pogoda zdecydowanie się poprawiła i wyścig o Błękitną Wstęgę Zalewu Koronowskiego i Puchar Prezesa ENEA Nowa Energia odbył się bez przeszkód. Trasa wyścigu rozstawiona została pomiędzy Pieczyskami a Wielonkiem. W międzyczasie zawodnicy klasy Finn rozegrali 4 krótkie wyścigi, które zaliczone zostały do klasyfikacji dla klasy Finn.
W wyścigu o Błękitną Wstęgę sklasyfikowano 17 jachtów:
Po godzinie 15 odbyło się uroczyste wręczenie pucharów i dyplomów i upominków ufundowanych przez patrona regat.
Komandor OŻ PTTK Pasat Mariusz Sulewski podziękował sponsorom współorganizatorom oraz komisji regatowej za organizację regat, a uczestnikom za bezpieczną i sportową rywalizację. Komandor KŻ WIND Wiesław Gancarek zaprosił wszystkich żeglarzy na kolejną 23 edycję Regat Pamięci w przyszłym roku na przystań w Romanowie. Swoje wsparcie dla kontynuowania tradycji upamiętnienia zmarłych żeglarzy corocznymi regatami zadeklarowali również Prezes ENEA Nowa Energia Krzysztof Czaban oraz Prezes Kujawsko Pomorskiego Okręgowego Związku Żeglarskiego Katarzyna Domańska. Zatem do zobaczenia na kolejnych Regatach Pamięci, oby tylko lista odczytywanych się nie wydłużała.
Bal żeglarza mamy juz za sobą a bawiliśmy sie juz po raz czwarty w goscinnych progach Restauracji Uniwersyteckiej w Bydgoszczy przy ul.Andersa.
Na bal przybyli żeglarze z różnych stron Polski m.in.z Wroclawia, Włoclawka, Warszawy, Płocka, Torunia, Koronowa. Bawiło się łącznie 180 żeglarzy, sympatyków, przyjaciół, wodniaków, turystów zrzeszonych w PTTK. Liczną grupą bawili się żeglarze z Przystani Rodzinnej Tazbirowo, YKP, Romet, Towarzystwa Przyjaciół Harcerstwa,oraz liczna rzesza żeglarzy niezrzeszonych i żeglarze z WKŻ Pasat. Był to już 37 bal zorganizowany przez WKŻ Pasat.W organizację balu bardzo zaangażowane były koleżanki Agnieszka Przepierska i Dorota Krupska. Bal prowadziła Agnieszka Przepierska i Wojtek Kasprowicz, który przygotował niesamowite atrakcje,nie tylko zeglarskie. Jedną z atrakcji balu był tort z akcentem żeglarskim. Każdy z uczestników brał udział w losowaniu nagród rzeczowych ufundowanych przez sponsorów. Do tańca wspaniale grał zespół Wiking Players z Wiesławem Nowickim na czele. Balem zapoczątkowaliśmy obchody 45 -lecia klubu.
W dniu 4 lutego 2012 roku 160 osób bawiło się na 38 Balu Żeglarza zorganizowanym jak co roku przez WKŻ Pasat Oddziału PTTK przy Klubie Inspektoratu Wsparcia Sił Zbrojnych. Tym razem bawiliśmy się w pięknie odrestaurowanej Restauracji Telimena przy ulicy Gajowej.
Bal prowadzili Agnieszka Przepierska i Krzysztof Filasiński (jako wodzirej balu) przy dużym zaangażowaniu Doroty Krupskiej. Do tańca grał zespół Bronx. Honorowymi gośćmi na balu byli bohaterowie rejsu Solanusem w osobach: kapitana Bronisława Radlińskiego, I Oficera Romana Nowaka oraz Włodzimierza Palmowskiego – jednego z członków załogi którzy opłynęli postrach żeglarzy – Przylądek Horn. Załoga Solanusa została uhonorowana przez organizatorów balu unikatowymi kotwiczkami wykonanymi przez Ryszarda Grzegorzewskiego.
Bal Należy zaliczyć do bardzo udanych. Bawili się żeglarze z następujących klubów: BKŻ, KŻ Szkwał, KŻ Szuwarek ze Szczecina, WKŻ Pasat oraz liczna grupa żeglarzy niezrzeszonych.Na balu nie zabrakło również żeglarzy reprezentujących inne miasta i regiony: Gdańsk, Wrocław, Poznań, Warszawa, Toruń, Włocławek. Najliczniejszą załogę zgromadził kapitan Tomasz Romaniuk, następnie Klub PTTK Wędrowiec z grupą Morsów. Uczestnicy balu w wyśmienitych nastrojach bawili się do białego rana, co można zobaczyć na poniższych zdjęciach.
Z żeglarskim pozdrowieniem do zobaczenia za rok na 39 Balu Żeglarza.